czwartek, 29 maja 2014

Tryton górski. Podwodny smok z Sudetów

Przed Wami - Traszka górska (triturus alpestris).

Najpiękniej ubarwiona ze wszystkich europejskich gatunków traszek i chyba wszystkich przedstawicieli salamandrowatych (subiektywnie rzecz ujmując).

Ale zacznijmy może od krótkiego wstępu ...

Nie mamy w Polsce wielu gatunków płazów, łącznie jest ich 16, z tego większość stanowią płazy bezogoniaste - żaby, ropuchy, kumaki i grzebiuszki. 5 z nich to gatunki posiadające ogon (często bardziej w formie płetwy ogonowej) w tym 4 gatunki traszek.

Rzeczywiście, można skorzystać z określenia - podwodne smoki - w stosunku do tych płazów.
To rdzenny mieszkaniec Sudetów od zarania dziejów ... tego gatunku.
Właśnie tutaj do obecnej postaci zaadaptował się ten płaz i właśnie tutaj pozostał aż do dzisiaj.

Z powodu braku odpowiedniego sprzętu fotograficznego pozwoliłem sobie wykorzystać podwodne fotografie mistrzów i specjalistów w tej dziedzinie.
W Sudetach możemy spotkać trzy z czterech gatunków, ale najliczniej występującym jest traszka górska. W toku ewolucji to jej udało się najlepiej przystosować do górskich warunków klimatycznych i atmosferycznych.

Często zastanawiam się nad jednym - a co by było gdyby tak było dwudziesto- albo trzydziestokrotnie większy? Przecież w przeszłości płazy były długie na ponad 2 metry. Wtedy budziłby wielkie emocje. To by było fascynujące. I jest i teraz fascynujące tylko w skali mikro :)
 
Traszka górska, która przyszła na świat w roku poprzednim (około 7-9 miesięcy)

Zasięg ich występowania jest dość wąski, nie dość nie występuje jedynie na jednym z kontynentów - w Europie, to jedynie na obszarach górskich jej środkowej części. Tak więc możemy być dumni, że w Polsce mają się świetnie i brońmy tego stanu rzeczy!
W wodzie prezentują się PRZECUDOWNIE :)
Występuję w Alpach, Masywie Centralnym, Ardenach, Wogezach, Górach Łupkowych, Górach Harz, Schwarzwaldzie, Lesie Czeskim Szumawa, Rudawach, Sudetach, całych Karpatach i nawet Górach Świętokrzyskich. Najdalej na północ można je obserwować na terytoriach Danii.
 
Preferuje chłodne strumienie, oczka, bajorka i stawy. Warunkiem jest jednak muliste dno i roślinność wodna pod którą będzie mogła się chować i czuć bezpiecznie :) Zdarza jej się tez mieszkać w rowach czy większych kałużach polnych lub leśnych.
 
Poza okresem godowym aktywna jest w nocy lub w deszczowe, szare dni.
 
2-3 letnia samica. Fotografia mojej asystentki Natalii Połedniok :)
W górach mogą pomieszkiwać nawet na wysokości 3000 m. n. p. m. Musi cechować je zatem spora wytrzymałość. Tak. Musi tak być, skoro często mieszkają nawet w znacznie zanieczyszczonych zbiornikach wodnych, często nawet w tych przyzakładowych.
 
Nie preferują rybiego towarzystwa, przez fakt, że ryby stanowią dla nich zagrożenie. Ryby żywią się również larwami traszek.

Samiec w porze godowej.
Teoretycznie wszyscy znają te płazy, ale prawda jest taka, że nie są one tak często i gęsto spotykane jak chociażby żaba trawna czy ropucha szara. Widujemy je najczęściej w okresie godowym, ale przed nim czy po nim nie jest już łatwo się na nie natknąć, chyba, że komuś na tym na prawdę zależy i wie gdzie ich szukać.
 
 
I mimo, że teoretycznie wszyscy znają te płazy, to ich biologia do dzisiaj nie została do końca poznana, wciąż ich bytność skrywa wiele tajemnic.
 
Mało kto wie również, że to gatunek jadowity. Jad ten znajduje się w gruczołach podskórnych, jednak na człowieka nie ma możliwości wpłynąć. Mamy dobrą ochronę w postaci grubej, wielowarstwowej skóry. Mniejsze zwierzaki mają jednak okazję zapoznać się z tym jadem. Nie jest on silny, a co za tym idzie gatunek ten posiada wielu naturalnych wrogów, przede wszystkim stojących wyżej w piramidzie rozwoju i specjalizacji ewolucyjnej - gady, ptaki i ssaki. Gdyby jad był silniejszy naturalnych wrogów tez było by sporo, ale za pewne trochę mniej.
 
Encyklopedyczne i obrazkowe ujęcie dymorfizmu płciowego.
Traszki zwane są również trytonami (od łacińskiej nazwy całego rodzaju triturus) choć jest to tematem niemałej naukowej debaty trwającej aż po dziś dzień, bo cześć naukowców przypisuje je do rodzaju lissotriton, a część do jeszcze innego rodzaju pachytriton.

Hmm. Ale pomińmy już naukowców, strasznie mieszają :p
 
Powrót do środowiska wodnego po zimowym letargu.
Płazy odegrały w toku ewolucji bardzo istotną rolę, a mianowicie jako pierwsze zasiedliły ląd. Co prawda na stałe były związane ze środowiskiem wodnym, ale posiadły zdolność swobodnego poruszania się po lądzie. To z nich w późniejszym okresie wyewoluowały dopiero gady i maszyna doboru naturalnego nabrała porządnego rozpędu.

Powrót cz. 2.
Występuje tu dymorfizm płciowy. Samce posiadają tzw. fał skórny biegnący wzdłuż ciała aż po płetwę ogonową. osobnik widziany z góry ma wtedy charakterystyczne białe albo żółte kropki biegnące wzdłuż struny ciała.
 
Przezimować mogą też pod starymi pniami drzew w pobliżu zbiorników wodnych. Na fotografii przypadkowo odkryte zimowe lokum tych płazów.
Żywią się żywym pokarmem. Są pożyteczne ponieważ w ich jadłospisie znajdują się larwy takich owadów jak komary, meszki czy przeróżne muchówki. Chociaż z drugiej strony nie jestem zwolennikiem określania tego typu stanów rzeczy mianem pożyteczności. Bo KAŻDY, ALE TO KAŻDY gatunek życia na ziemi zasłużył sobie na życie i jest na swój sposób potrzebny i pożyteczny a my nie powinniśmy taksować wszystkiego naszym człowieczym egocentryzmem z perspektywy naszego dobrobytu. (Z drugiej strony taka jest właśnie funkcja esencji przetrwania czyli genów, których zadaniem jest m. in. samolubność, dzięki której może on przetrwać w kolejnych pokoleniach. Ale to temat rzeka, na osobną książkę :)).

Wybudzenie z zimowego snu najczęściej przypada na początek biologicznej wiosny (kwiecień/maj). Ospałe i wyzute z energii traszki flegmatycznie opuszczają zimowisko i kierują się w stronę wilgoci.
Dorosłe traszki, (tak samo jak wszystkie salamandrowate) nie posiadają skrzeli, a oddychają jedynie za pomocą płuc i skóry. Przepuszczalność tlenu przez skórę jest o wiele bardziej wydajna, gdy ta jest wilgotna, dlatego tez traszki (również salamandry czy niektóre gatunki żab) ściśle związane są ze środowiskiem wodnym i w nim spędzają ogromną większość życia.
 
Płazy te dożywają nawet do 25 lat, to bardzo dużo zważywszy na ich rozmiary.
 
Dojrzałość płciową osiągają w wieku od kilku nawet do dziesiątego roku życia. Tendencja jest taka, że im wyżej nad poziomem morza tym wolniej się rozwijają i później ją osiągają. Na to wpływ ma temperatura wody w której żyją, im cieplejsza tym rozwój trwa krócej.

Traszki mogą upodobać sobie nawet ogrodowe oczka wodne, pod warunkiem, że te nie są czyszczone od kilku lat i na ich dnie zalega kilkunastocentymetrowa warstwa organicznych resztek roślinnych czyli tzw. mul. W nim mogą przetrwać zimę, pod warunkiem, że nie dopadnie ich siarczysty mróz. W małym oczku wodnym może ich zamieszkiwać nawet do kilkudziesięciu sztuk.
Wszyscy wiedzą jak wyglądają te płazy na lądzie, albo w wodzie ale obserwowane z góry, jednakże najpiękniej prezentują się obserwowane pod wodą. Wtedy znika już wszelka wątpliwość co do słuszności stwierdzenia, że nie posiadają ogona, a płetwę ogonową. Jest ona bowiem bardzo spłaszczona bocznie, wydłużona i rozłożysta, nawet szersza niż tułów, przez co świetnie wywiązuje się z funkcji sterowania całym ciałem pod wodą i wykonywania dynamicznych zwrotów kierunku.


W wodzie czują się jak ryba w wodzie :D W niej możemy bezproblemowo wypunktować cechy charakterystyczne gatunku czyli niebieską linię nadbrzuszną i spore ilości błękitu na całym ciele łącznie z ogonem. Nad pasem najintensywniejszego błękitu widzimy również pas w miarę regularnie nakrapiany czarnymi kropkami.

Nie powinno stanowić problemu odróżnienie traszki górskiej od zwyczajnej. Od razu rzuca się w oczy zupełnie inny kolor ciała. Zwyczajne są o wiele jaśniejsze, i przybierają kolor przygaszonej, oliwkowej zieleni.
Różnice między górską a zwyczajną są znaczne, co widać na fotografiach powyżej i poniżej.

Cechą gatunku  jest również mocno pomarańczowy a czasem nawet żółtawy brzuch, na którym nie znajdziemy żadnych nakropień.

Z prawej nasza bohaterka z gór, z lewej ta zwyczajna (ale tylko z nazwy)
Na lądzie pletwy ogonowe szybko wysychają i nie są już tak ciekawym obiektem do obserwacji. Tak więc, nigdy, ale to przenigdy nie trzymajcie ich zbyt długo w swoich rękach. Kilka, kilkanaście minut oczywiście nie wyrządzi im krzywdy, ale już dłuższe przestoje w nawilgacaniu skóry, szczególnie przy intensywnym letnim słońcu mogą być dla nich niebezpieczne.

Z pewnością spodobałby się Wam ich taniec godowy, a w zasadzie to pokaz tańca samca tego gatunku podczas którego w bardzo śmieszny (okiem człowieka) sposób potrząsa i unosi płetwę ogonową po czym następuje uwolnienie tzw. spermatoforów. Z których to samiczka sobie może potem skorzystać, i korzystać może nawet do kilku tygodni, składając w tym okresie nawet do 200-250 jaj. Często zawija je w zanurzone pod wodą liście. Taniec godowy jest jednak bardzo trudno zaobserwować, mi udało się jedynie raz i to korzystając z podstępu i z dużej odległości przy jednoczesnym uzbrojeniu oka w powiększający wynalazek techniki. Płazy te mają dobry węch, i zapach człowieka może je speszyć i aktywować słabo rozwinięte hormony stresu.

U niektórych samców w okresie godowym błękit wybarwia się aż do granic koloru granatowego.
Gatunek podlega ścisłej ochronie gatunkowej. Broń Słońce ich by ich nikt nie skrzywdził :)

Wszystkie fotografowane, brane na dłonie itd. okazy trafiły po krótkim czasie kontaktu do miejsca w którym je napotkałem i nie wyrządziła im się żadna krzywda. Z racji ochrony tego gatunku co wynika również z prawa, już za same przetrzymywanie ich można zostać ukaranym. Swoich obserwacji połączonych z fizycznych kontaktem nie prowadziłem też w okresie godowym między majem a lipcem.

Warto dodać, że powszechne nazywanie traszek "takimi wodnymi jaszczurkami" jest całkowicie niepoprawne. Jaszczurki to już gady, będące piętro wyżej w ewolucji, które nie muszą wiązać się ze środowiskiem wodnym. Między nimi występuje cała lista różnic i odmienności.


Jej urok doceniła nawet Poczta Polska umieszczając na znaczku :)
P. S. Odradzam wszystkim przetrzymywanie traszek w warunkach domowych akwariów. Nie dadzą sobie tam rady, jako zwierzęta wychowane na wolności nie przystosują się do ograniczeń, zbyt czystej wody i jej odmiennych parametrów i nie będą przyjmować pokarmu a jedynie szukać drogi ucieczki. Tak więc, nie próbujcie takich eksperymentów. Wierzę w Wasze dobre i mądre serce :)

niedziela, 25 maja 2014

Spalenisko na Przedniej Kopie

Głuchołazy leżą u stop Gór Opawskich, ...
... a te są z kolei najdalej na wschód wysuniętą częścią polskich Sudetów.

Górskie otoczenie oraz ciekawa historia (m.in. górnicza przeszłość), sprawiają, że miasteczko pełni funkcje turystyczne i jest licznie odwiedzane przez przyjezdnych. Tak było również w przeszłości, może nie od czasów gdy przez Księstwo Nyskie przebiegał cesarski trakt z Wrocławia do Wiednia, ale powiedzmy jeszcze w II połowie XIX wieku.
 
Tak wyglądała Hohenzollernwarte na samym początku.
Na południowy-zachód od miasta wznosi się masyw Góry Parkowej o sporej powierzchni i niewielkiej wysokości względnej, bo jego najwyższy punkt - Średnia Kopa - liczy zaledwie 545 m. n. p. m. i wybija się ponad miasto niewiele ponad 100 metrów.

Miejsce nietrudno odnaleźć na mapach turystycznych. Znajduje się około 2 km od zabudowań.

Wieża o wschodzie Słońca, przedzierającego się przez gęstwię lasu.

W II połowie XIX wieku w Głuchołazach zawiązała się ciekawa inicjatywa -  Towarzystwo Promenadowe. Chcieli oni bowiem aby Głuchołazy uzyskały status uzdrowiska a z tego tytułu czerpały korzyści (głównie ekonomiczne), jak chociażby było w niedalekiej Trzebinie koło Prudnika. Tak też się stało. W roku 1875 mieliśmy już Głuchołazy Zdrój (ówczesne Bad Ziegenhals).
 

Aby tak się jednak stało wcześniej na Górze Parkowej powstała cała sieć ścieżek spacerowych, Fragment jednej z promenad prowadził nawet starą sztolnią. Teren był bardzo atrakcyjny, w lesie znajdowało się wiele stawków między którymi wytyczono ścieżki. Malownicza była również dolina Białej.

W tym czasie na terenie Głuchołazów powstało kilka sanatoriów (leczono tu również uzależnionych od kokainy i alkoholu)
 
W 1898 roku wybudowano na Przedniej Kopie (496 m. n. p. m., również na Górze Parkowej) wieżę widokową o wysokości 16,5 metra. Przypominała trochę średniowieczną wieżę warowną.

Wieżę zdobią klimatyczne (w przeszłości bardziej) balkoniki.

Wybetonowany narożnik widokowy (zachodni).
Nazwano ją Hohenzollernwarte. Niedługo po tym przy niej stanął niewielki, drewniany bufet.
 
 
W pierwszym roku od otwarcia odwiedziło ją 7 tysięcy osób. To chyba całkiem sporo, bo to około 20 osób dziennie, a wiadomo, że w pewnych okresach ruch turystyczny zamiera, ze względu na swój sezonowy charakter, no i fakt, że był to jeszcze wiek XIX.
 
Wybite okna w sali restauracyjnej
W latach 30. XX wieku ruszyła budowa schroniska przy wieży widokowej. Nie był to duży obiekt, mieściło się bowiem w środku jedynie 5 pokoików, ale była za to restauracja i sala zabawowa na 300 osób.
 
Schody prowadzące do schroniska i wieży
Na wypłaszczonym terenie Średniej Kopy wybetonowano narożniki z których można było podziwiać okolicę. Dzisiaj niestety nie widać z nich już zbyt wiele, teren zarosły drzewa, które przysłaniają widoki.
 
Drewniane stopnie schodów na wieżę w sporej części uległy zniszczeniu. Wejście może być zatem niebezpieczne, szczególnie dla cięższych osób. Metalowy szkielet nie sprawia wrażenia solidnego.
Schronisko zostało zdewastowane po II wojnie światowej.
 
 
Wojsko zdecydowało, że wieże widokową trzeba obniżyć o kilka metrów (ciekawe dlaczego?). Pod koniec lat 50-tych schronisko odremontowano i nazwano je Domem Wycieczkowym.
 
Wewnątrz wala się mnóstwo wełny mineralnej.
Ci, którym przyszło oglądać budynek przed, jak i również po remoncie byli zszokowani. Ściany sali zabawowej w ogromnej mierze były przeszklone, co zdecydowanie odjęło schronisku górskiego uroku.
 
Widok na schronisko i jego bezpośrednią okolicę z wieży widokowej.
W 1996 roku budynek spłonął.
 
 
Od tamtego czasu mało kto się nim interesuje, chociaż pewien prywaciarz, który w 2004 roku zakupił obiekt, twierdzi (od wielu lat), że zależy mu na odbudowie obiektu. Hmm. Ciężko rozstrzygnąć czy mówi prawdę, bo efektów żadnych niestety nie widać do dziś. Może jest na etapie poszukiwania środków, i wkrótce ruszy odbudowa. Tego mu życzymy (mu czyli schronisku) :)
 
Wokół terenu zachowały się jeszcze resztki obmurowań.
 
Dziwnym zjawiskiem, i takim całkiem niepolskim(?) jest to, że wnętrze budynku nie zostało całkowicie rozwalone, zdewastowane i posprayowane itd. Nie znajdziemy też na jego terenie zbyt wielu butelek i śmieci. Chyba rzadko zagląda tu młodzież i bezdomni.

poniedziałek, 19 maja 2014

Biegasz w górach? Wpadaj na Chojnik Maraton.

Karkonosze to góry w których nawet latem nagłe załamanie pogody może pokrzyżować plany hardym drapichrustom. Do biegania są trudne, ale ... nie wszyscy wybierają te najprostsze ścieżki. Jeśli chcą się sprawdzić w starciu ze samym sobą, przetestować swój organizm, zarówno od strony fizycznej jak i psychicznej, wyzwanie musi mieć wysoki poziom trudności.
Tak jest na Chojnik Maraton! :)

Organizatorzy postarali się w 2014r o film promocyjny biegu. Dobra robota. Link poniżej:
Chojnik Maraton 2014r (produkcja www.eyesky.pl)
Miałem zaszczyt brać udział w tym przedsięwzięciu :)

Niektórzy twierdzą, że to najtrudniejszy górski maraton w Polsce, i chyba najtrudniejszy technicznie bieg w kraju. Dlaczego? Trzeba trzykrotnie wbiec na grzbiet Karkonoszy (dwukrotnie od strony polskiej i raz od czeskiej) pokonując łącznie na trasie 2300 metrów przewyższenia na 43 kilometrowej trasie, sporo. Ale nie to czyni go tak trudnym, a teren i to po czym trzeba tu biec. Strome zbiegi i podbiegi, wyglądające niekiedy jak rumowiska usłane głazami, a między nimi przelewające się strumyki. Sprawa nie jest jednak tak beznadziejna gdy nie pada :D A tak szczerze? Nie jest to wcale takie ciężkie do wykonania, limit czasu to 8h, tak więc czasu jest dużo. Zresztą, przekonajcie się na własnej skórze.
 
Zdjęcie z trasy biegu - 17.05.2014r.
W 2013 roku, podczas pierwszej edycji wzięło w nim udział niewiele poniżej stu śmiałków. Pojawiło się kilka mocnych nazwisk, jak chociażby Lucjan Chorąży czy Józek Pawlica, który ostatecznie zajął 2. miejsce (za niespodziewanym gościem z Walii). Byli zwycięzcy ubiegłorocznego Biegu Rzeźnika - Oskar Zimny i Michał Jochymek (tu zajęli odpowiednio 7. i 5. miejsce).

Podium w kategorii OPEN - 2013.

Start 1. edycji.
A tak prezentuje się jeden ze zbiegów w okolicach połowy dystansu (film poniżej). Wartki strumyk przeciska się agresywnie przez głazowisko w środku lasu. W tym miejscu wielu biegaczy się przewracało, rozbijało kolana, krwawiło itd. Poniżej tego zbiegu stali goprowcy gotowi udzielić pomocy potrzebującym.
 
filmik z rekonesansu trasy z 17.05.2014r
 
Nie wydaje mi się, by którykolwiek z biegaczy przebiegł każdy metr trasy, są bowiem takie fragmenty które trzeba przejść - tak jest o wiele bezpieczniej i niekiedy mniejszym kosztem energii. Ciężka jest też końcówka, podbieg na zamczysko Chojnik na którym usytuowana jest meta i każdy otrzymuje zasłużoną glorię :)
 

Wielkim plusem jest tu organizacja. Na pewno startowaliście już w biegach, które organizują pracownicy przeróżnych mosirów i osirów itd., bo dostali takie polecenia od rady miasta na organizację biegów. Na punktach odżywczych suche ciastka, których nie da się przełknąć i woda ... ale gazowana, żeby nie było zbyt przyjemnie. Tu sprawa wygląda inaczej - bieg organizują biegacze dla biegaczy, a co za tym idzie? Idzie za tym jakość :)

Organizator ...

A za nią idą arbuzy, pomarańcza, banany i rodzynki! Smakują nawet wolontariuszkom :D

Zwycięzca w 2013 r i pracowite wolontariuszki w tle :p

W 2014 roku obsada była jeszcze mocniejsza. Pojawił się nawet zawodnik nr 5 tegorocznego UTMB (166km) - Litwin Gediminas Grinius i zajął ostatecznie 3. lokatę. Oprócz niego Karkonosze mogły gościć takie nazwiska jak: Faron, Wiśniewski (zwycięzca biegu z 2014r.) czy Sobczyk, znów pojawili się zwycięzcy Rzeźnika z 2013r - Michał Jochymek i Oskar Zimny. Oprócz nich jeszcze Jan Wąsowicz, Andrzej Dąbrowa, który 2 tygodnie wcześniej wygrał Bieg w Transylwani na 100 km, oraz wielu innych :) Na starcie stanęło dokładnie 191 biegaczy, co świadczy o tym, że bieg się dobrze rozwija.

Autor bloga na trasie :)
W 2. edycji Chojnik Maratonu wziąłem również udział i ja. Trasę pokonałem w 4 godziny i 38 minut to przełożyło się na 11. miejsce w klasyfikacji ogólnej oraz pierwsze miejsce w kategorii M-20 (16-30 lat). Byłem bardzo zadowolony.

Od prawej kolejno: ja, Michał Jochymek (mój brat), organizator Daniel Chojnacki i Łukasz (współorganizator)
Obiektywnie mogę powiedzieć, że to chyba najlepiej zorganizowany bieg w którym dotychczas miałem przyjemność wziąć udział (a trochę ich już było). Śmiało i z czystym sumieniem mogę więc zaprosić każdego do kolejnych edycji. Nikt nie będzie żałował, chociaż trasa da się we znaki, ale trud osiągnięcia mety wszystko zrekompensuje z nawiązką :)

Zamek Chojnik wita! Na zamku jest meta biegu, ale żeby na nią wbiec trzeba wdrapać się na szczyt góry na której on stoi, a po 42-43 kilometrach w nogach to nie jest takie przyjemne :)

Na oficjalnej stronie biegu znajdziecie wszystkie potrzebne informacje http://chojnikmaraton.pl/

P. S. Na zdrowie :)

niedziela, 11 maja 2014

Klasztor Benedyktynów w Broumovie

Broumov to niewielkie miasteczko czeskie, otoczone malowniczymi górami.
 
Znajduje się niedaleko granicy z Polską, kilkanaście kilometrów od przejścia granicznego w Golińsku (koło Mieroszowa). Są to jeszcze Góry Stołowe, a dokładniej ich czeski odpowiednik - Broumowska Vrchovina, a dokładniej pasmo Broumowskich Ścian.

Miasteczko jest zadbane, w porównaniu do większości miasteczek po drugiej (naszej) stronie granicy. Zadbane, bo jest o co dbać. Ale dziś nie będę rozpisywał się o Broumovie, bo jest to temat któremu można by poświęcić sporo czasu i miejsca (z pewnością do niego wrócę).
 
Klasztor pod wezwaniem świętego Wacława
Tym co jest tutejszą ikoną jest potężny klasztor benedyktyński. Widoczny jest już z daleka.

Miał on spory wpływ na życie gospodarcze i handlowe regionu a nawet na całe północne Czechy. Benedyktyni z Broumova w przeszłości posiadali spore majątki ziemskie, w tym całe miasta i wsie.
 
 
Wejście do klasztoru odbywa się przez ogromny portal, oczywiście po wcześniejszym zakupie biletu.
 
 
Wybudowano go na skalnym urwisku, które dzisiaj znajduje się praktycznie w centrum miasteczka.

Klasztor od strony rynku został niedawno odrestaurowany czemu zawdzięcza dzisiejszą kolorystykę.
Powstał w  XIV wieku, w wyniku przebudowy istniejącego już w tym miejscu gotyckiego, murowanego zamku (z XII wieku)


Nie udało się go zdobyć, a przez co ograbić czy spalić, husytom. Wszystko dzięki solidnym murom.


Obiekt jest perłą baroku, skali narodowej. A wszystko przez  Dienzenhofera, który przebudował go na ten styl w wieku XVIII wieku.

Prace renowacyjne zatrzymały się póki co w tym oto miejscu :) Różnica jest ogromna.
Po II wojnie światowej mnisi zostali stąd wypędzeni przez Armię Czerwoną a od 1950 roku w klasztorze znajdowało się ... więzienie, w dodatku dla księży, sióstr i braci zakonnych. Ciężko mi to sobie wyobrazić, któż mógłby zorganizować to lepiej jak nie Rosjanie. Hmmm.

Dopiero w 1990 roku klasztor zwrócono benedyktynom.

W klasztorze znajdują się mumie przywiezione tu z Vamberecka, które oczywiście, można oglądać. Są, jak to mumie, może i trochę strachonośne, ale swój urok mają (chociażby historyczny). Jest ich w sumie 34, a przywieziono je tutaj dlatego, że w Vamberecku przez przypadkowe uszkodzenia kanalizacji przez archeologów, mumie wilgotniały i ich rozkład postępował w zbyt szybkim tempie, by mogły dotrwać do dziś. Tę część z nich, które były w najgorszym stanie pochowano w ziemi, resztę przywieziono tutaj, do podziemi klasztornych w Broumovie.

 
Mumie, to przede wszystkim vambiereccy mieszczanie, ale nie tylko.
Większość z nich pochodzi z XVIII wieku.
 
Znajduje się tu tez galeria obrazów Piotra Brandla, którego dzieła możemy podziwiać w klasztorze w Krzeszowie.

 
 W klasztorze znajdują się bogate zbiory dzieł pisanych, łącznie 70 tysięcy ksiąg!


Wnętrze klasztornego kościoła zapiera dech, nawet jeśli ktoś nie jest fanem sakralnej architektury i sztuki. Malowidła ścienne pochodzą już z XV wieku, jednak nie wszystko. Część powstała w dwóch kolejnych wiekach.

Przyklasztorny Kościół św. Wojciecha
Hitlerowcy podczas II wojny światowej schowali tu replikę (z 1651 roku) Całunu Turyńskiego. Sporej wielkości papierowe zwoje, bo szerokie na ponad metr i długie na prawie cztery i pół metra, umieścili w schowku nad relikwiarzem w kościele św. Wojciecha. Schowek opatrzony był napisem Sancta sindom co oznacza po polsku święte płótno. Odnaleziono go dopiero w 1999 roku podczas remontu.


Na temat wnętrza nie będę się rozpisywać, to po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy.
 
 
Klimat mijających wieków posiadają tez budynki przyklasztorne (zdjęcie powyżej)
 
 
W klasztorze zobaczyć tez można drewniany, z 1712 roku globus, na którym nie ma jeszcze zaznaczonej Australii. Dlaczego? Australia została tak na dobre odkryta dopiero w drugiej połowie XVIII wieku, wcześniej pozostawała w pełnej izolacji przed starym światem :)
 
Z klasztoru prowadzi wyjście boczne, starym mostem nad starą fosa, do starego ogrodu klasztornego. Niestety tą droga mogą podążać jedynie włodarze klasztoru, dla odwiedzających nie jest udostępniona. Ogród klasztorny jest jednak do odwiedzania, choć obecnie (maj 2014r.) prowadzone są tam prace budowlane i remontowe i niezły zamęt.
 
P. S. Okolice centrum Broumova, w tym również i klasztoru zamieszkane są w znacznym stopniu przez ludność pochodzenia Romskiego. Zwłaszcza u podnóża centrum, tam możemy popodziwiać życie na działkach i mini-slumsach.